Wiosenne porządki! Odmień wnętrze i złap 30% rabatu z kodem: WIOSNA
Podaj w koszyku kod: WIOSNA
-30%

Instagram – monidła naszych czasów

Media społecznościowe i blogi obfitują w tematy parentingowe. Matki dzieciom szczególnie ukochały sobie Instagram, na którym dzielą się zdjęciami ze swojej codzienności. Ale czy na pewno? Patrząc na konta Instamatek nie sposób nie zauważyć, że to, co prezentowane jest na fotografiach to kreowanie idealnej wizji macierzyństwa. Nie uświadczymy na nich kobiet w rozchełstanych koszulach, z zapuchniętymi od niewyspania powiekami, potarganymi włosami i ziemistą cerą. Nie ma zasmarkanych dziecięcych nosów, połatanych i ubrudzonych kaszką ubranek i niezadowolonych grymasów na małych buziach. Mamy, ich dzieci, a także ojcowie, którzy zdecydowanie rzadziej, ale czasem gościnnie pokazują się na Instagramie, są cudnie poubierani, wyczyszczeni, wypolerowani wręcz i wyretuszowani do granic przyzwoitości. Pięknie się uśmiechają, emanując bezgranicznym szczęściem.

A jeśli są nawet smutni, to jest to smutek atrakcyjny wizualnie, jeśli na luzie – jest to starannie zaaranżowany luz, higieniczny i dopracowany. Idealne Instamatki bez trudu łączą opiekę nad dziećmi z dbaniem o ciało, nadążaniem za modowymi trendami, ogarnianiem domu i serwowaniem wykwintnych posiłków, kunsztownie wyeksponowanych na talerzu oraz podawanych na stołach pełnych kwiecia i stylowej zastawy. I nawet jeśli w realnym świecie obok tego stołu straszy meblościanka z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, z pewnością nie znajdziemy jej na instagramowym zdjęciu.

 

Osobom śledzącym losy Instamatek bardzo się to podoba, o czym świadczą pozytywne opinie obserwujących.
Taka aprobata społeczna z pewnością ma na celu potwierdzenie własnej wartości autorek fotografii , ale sprawia również, że zaczynają one czuć się zobowiązane do „doskoczenia” do poprzeczki, którą same sobie ustawiły kreując idealną rzeczywistość na zdjęciach.

„Doskoczyć” do niej próbują również inne matki, podziwiające wygładzone zdjęcia na Instagramie. Patrząc na te fotografie z frustracją konstatują, jak dalekie jest ich życie od tego, które widać na zdjęciach.Zaczynają więc kreować w przestrzeni internetowej własny mit. I koło się zamyka.

Taka aprobata społeczna z pewnością ma na celu potwierdzenie własnej wartości autorek fotografii , ale sprawia również, że zaczynają one czuć się zobowiązane do „doskoczenia” do poprzeczki, którą same sobie ustawiły kreując idealną rzeczywistość na zdjęciach. „Doskoczyć” do niej próbują również inne matki, podziwiające wygładzone zdjęcia na Instagramie. Patrząc na te fotografie z frustracją konstatują, jak dalekie jest ich życie od tego, które widać na zdjęciach. Zaczynają więc kreować w przestrzeni internetowej własny mit. I koło się zamyka.

 

Mechanizm działania jest tu analogiczny do tego, który steruje prezentacją w Internecie idealnych ciał, twarzy, ubrań, domów albo podróży. Początkowo fotografowanie wygładzonych kadrów z własnego życia było domeną celebrytów. Miało to zapewnić im rzesze fanów i zaspokoić ciekawość gawiedzi, dotyczącą prywatnego życia tak zwanych „gwiazd”. Naśladując ich, osoby niezwiązane z show biznesem, zaczęły również fotografować się, a następnie umieszczać zdjęcia pełne wystudiowanych póz na Instagramie. Reakcją na przesłodzone obrazki było pojawianie się w Internecie fotografii bez retuszu, mających pokazać prawdziwą, często znojną i trudną stronę macierzyństwa. Jednak ten trend „obnażonego rodzicielstwa” nadal pozostaje w cieniu wobec wszechobecnego kultu nieskazitelności.

Cudownie, jeśli zainspirowane lukrowanym macierzyństwem na Instagramie, kobiety wprowadzą pozytywne zmiany w swoim życiu. Dobrze jest jednak pamiętać, że prezentowane tam obrazki to w zdecydowanej większości powierzchowny spektakl na potrzeby widzów, a nie prawdziwe życie. Nie dobudowujmy do tych wydmuszek idealnych historii życiowych, bo będzie nam gorzej, a nie lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *