Pyskowanie na zdrowie

Według definicji słownikowej „pyskować” znaczy „odpowiadać komuś zuchwale, arogancko”. Ciekawe, że określenia tego używa się obecnie tylko wobec dzieci. Bo, czy ktoś słyszał kiedykolwiek na przykład: „Sąsiadka dziś mi nieźle napyskowała”, albo „Klient pyskował do sprzedawczyni”? Natomiast o „pyskujących dzieciach” i „pyskatych nastolatkach” słyszymy bezustannie.
Większość rodziców pewnie nie będzie zachwycona, ale pyskowanie okazuje się zupełnie naturalnym zjawiskiem, które świadczy wręcz o prawidłowym rozwoju każdego dziecka. Przynajmniej tak głosi psychologia.
Chodzi o to, że owo definicyjne „zuchwałe i aroganckie” zwracanie się do rodziców lub innych najbliższych to pierwsze poważne próby buntu dziecka. Testuje ono w ten sposób dopuszczalne granice, do których może się posunąć wobec dorosłych i wyraża swój sprzeciw wobec rzeczy, które mu nie odpowiadają.

Gdy dorosły jest niezadowolony, lub gdy ma do kogoś żal, dysponuje całym spektrum narzędzi, służących do poradzenia sobie z tymi emocjami. Tymczasem dziecko nie zna jeszcze tych metod i swoją złość wyraża najczęściej przechodząc bardzo szybko do postawy konfrontacyjnej. Zaznacza w ten sposób dobitnie swoją niezależność i próbuje wpłynąć na otaczającą je rzeczywistość. Bo bycie dzieckiem w chwilach, gdy dociera do niego, iż jest całkowicie zależne od woli i humoru starszych osób, naprawdę bywa niewesołe. Arogancja bywa więc również formą obrony przed niezrozumiałymi często decyzjami dorosłych. I to jest ok. Brak jakichkolwiek oznak buntu u dziecka wcale nie oznacza przecież, że tego buntu nie ma. Narasta on w małym człowieku, ale ponieważ nie znajduje ujścia, sprawia, że dziecko staje się smutne i sfrustrowane. Taka eskalacja napięcia kumulowanego wewnątrz, bardzo je unieszczęśliwia. Jeśli nie ma z kim podzielić się swoim smutkiem, albo boi się wyrazić głośno jakikolwiek sprzeciw, może wyrosnąć na skrytego człowieka, który wyrażanie emocji będzie traktował jako coś niewłaściwego, coś, co może mu poważnie skomplikować relacje z innymi ludźmi. Nie oznacza to rzecz jasna akceptacji dla wszystkich niegrzecznych odzywek dzieci. Cały majstersztyk polega właśnie na wyważeniu dwóch spraw: z jednej strony należałoby pozwolić dziecku na wyrażanie swoich poglądów i emocji, zaś z drugiej – wychować kulturalnego człowieka.

Brzmi mądrze, ale jak to zrobić, gdy bezczelny kilkulatek wykrzykuje nam w twarz nieprzyjemne rzeczy, próbuje nas obrazić lub – o zgrozo – używa niecenzuralnych słów, bo już się zorientował, że działają na nas jak płachta na byka? Awantura domowa gwarantowana, chyba że…powstrzymamy nasze nerwy na wodzy. Wiem, że brzmi to jak science fiction, ale warto spróbować. Niektórym pomaga liczenie do dziesięciu (dwudziestu, pięćdziesięciu, stu…), innym kilka głębszych oddechów. Jak już nam się uda zapanować nad emocjami, spróbujmy porozmawiać ze zbuntowanym maluchem. Przypomnijmy sobie, że dziecko nie jest naszym przeciwnikiem i że to my w tym układzie jesteśmy, poprawka: powinniśmy być tymi mądrzejszymi i silniejszymi. To my mamy tłumaczyć dziecku świat i pomóc mu w radzeniu sobie z emocjami, szczególnie z tymi złymi. Naszą rolą jest również stawianie granic. Po pierwsze przekażmy dziecku jasny i wyraźny komunikat, że nie godzimy się na aroganckie odzywki i że nie będziemy z nim rozmawiać, dopóki nie przestanie nas obrażać. Następnie zapewnijmy dziecko, że ma prawo do złości i że każdy może wyrazić swoje niezadowolenie, ale bez obrażania innych ludzi. Pamiętajmy, żeby poczekać, aż dziecko się nieco uspokoi: gdy jest w apogeum swojej złości, nie trafiają do niego żadne racjonalne argumenty. Nie dajmy się też wmanewrować w przepychankę słowną ze zdenerwowanym małym człowiekiem – przecież nie chodzi o to, kto wygra, prawda?

No i przede wszystkim zachowajmy spokój. Nasza nerwowa reakcja paradoksalnie może sprawić, że dziecko będzie częściej uciekało się do niegrzecznego odpowiadania – zorientuje się bowiem, jak dużą siłę sprawczą mają jego słowa i jak łatwo przychodzi mu sterowanie nastrojami dorosłego. Pyskowanie rodzicom to wyraz pierwszych dziecięcych prób walki o swoje potrzeby. To, że właśnie najbliższym najczęściej „obrywa się” od zbuntowanego kilkulatka, to zupełnie naturalne zjawisko. Dom to miejsce, w którym dziecko uczy się – w bezpiecznym środowisku – dążyć do zaspakajania własnych potrzeb i pragnień. To naturalna szkoła życia, dzięki której dziecko w przyszłości będzie miało odwagę stawiać czoła przeciwnościom losu.

Dla rodziców takie śmiałe odzywki to również sygnał, że dziecko czuje się przy nich na tyle komfortowo, że może pozwolić sobie na wyrażanie emocji. Ważne jest jednak, aby pamiętać o wyraźnym wyznaczaniu granic, do których mogą się posunąć zbuntowane kilkulatki, jeśli chodzi o okazywanie złości (ta sama zasada obowiązuje zresztą w kwestii wychowywania nastolatków). W przeciwnym razie, dziecko zacznie testować wytrzymałość dorosłych również poza domem do czasu, aż ktoś dobitnie nie zareaguje na jego zachowanie. Bo dziecko bardzo potrzebuje zasad, które mu dokładnie nakreślą to, co wolno i to, czego nie wolno. Dopiero wtedy będzie mogło poczuć się bezpiecznie. Na drugim biegunie są rodzice, którzy próbują całkowicie tłumić wszelkie objawy buntu dziecka i wymagają bezwzględnego posłuszeństwa, bez jakiejkolwiek przestrzeni na sprzeciw. To z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której dziecko całkowicie przestanie okazywać w domu swoje emocje, a w przyszłości nie będzie umiało asertywnie wyrażać swoich pragnień. Słuchajmy więc, co mają do powiedzenia nasze dzieci i jak najczęściej z nimi rozmawiajmy. Pyskować pewnie nadal będą, ale mniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *