Dziecko w krainie technologii

Jest taka scena w filmie „Duch” z 1982 roku, kiedy mała bohaterka przykłada dłoń do ekranu telewizora, nawiązując kontakt z istotą pozaziemską. Przypomina mi to pewne zdarzenie z życia wzięte, kiedy to znajoma kilkulatka próbowała w analogiczny sposób zmienić kanał w telewizorze. Słyszałam też o przypadku, gdy dziecku wydawało się, że wodząc paluszkiem po stronie kolorowej gazety, zmieni obrazek na inny. Oto era smartfonów.

Humaniści się burzą, bo chcieliby, żeby dziecko kierowało się bardziej w stronę książek, a nie technologicznych zabawek, ekolodzy przekonują o wyższości drewnianych klocków nad pykaniem w komputerowe gry, zaś zagorzali fani nowoczesnych rozwiązań argumentują, że współczesne możliwości pomagają edukować i rozwijać z intensywnością, jaka nie była możliwa nigdy wcześniej. Ideałem jest znalezienie złotego środka pomiędzy czerpaniem wszystkiego co najlepsze z nowych technologii, a pielęgnowaniem tradycyjnych form rozwoju poprzez czytanie, słuchanie, rozmowy i spotkania z bliskimi.

 

Cuda, które dzieją się na ekranach komputerów, tabletów czy smartfonów są niezwykle atrakcyjne dla dzieci. Dostarczają im w krótkim czasie ogromnej ilości bodźców, przez co maluchy pogrążają się w wirtualnym świecie bez reszty, zapominając całkowicie o otaczającej je rzeczywistości. Każdy, kto kiedykolwiek był świadkiem takiego dziecięcego „wyłączenia” dobrze wie, o czym mówię. Po wszystkim dziecko powraca do nas niby to samo, ale jednak inne. Trochę jakby UFO nam porwało je i w zamian podrzuciło kosmitę: źrenice rozszerzone, białka zaczerwienione, wypieki, wzrok nieprzytomny i mętny, głos łamiący się i często niesympatyczny, pełen pretensji. A pretensja o co? A o to, że nie dajemy dłużej oglądać, grać, wpatrywać się w ten ekran, zabieramy tablet lub smartfon, przerywamy ten rozkoszny wirtualny trans.

Nie odizolujemy dzieci całkowicie od osiągnięć nowoczesnych technologii. Po pierwsze byłoby to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, bo zwirtualizowany świat to ich przyszłość i muszą wiedzieć, jak się w nim poruszać. Po drugie, byłaby to walka z wiatrakami – rozwoju technologicznego nie zatrzymamy i nawet jeśli wyjedziemy w Bieszczady i wybierzemy życie społecznych outsiderów, żywiących się samodzielnie wyhodowaną marchwią, dzieci prędzej czy później zetkną się z osiągnięciami współczesnej techniki. Lepiej, żebyśmy to my zostali przewodnikami naszych dzieci po tym fascynującym świecie wirtualnych możliwości.

A możliwości są przeogromne. Ważne jest na przykład, aby od początku edukować maluchy, by używały Internetu jako narzędzia wspomagającego poszukiwania informacji, ale nie polegały na nim tylko i wyłącznie. Czerpanie wiedzy z książek sprawi, że zostanie ona z nami na dłużej, podczas gdy pozyskiwanie wiedzy z sieci następuje równie szybko, jak szybko wietrzeje z ludzkich głów. Pominięty bowiem zostaje tu cały proces zdobywania wiedzy –wystarczą dwa kliknięcia i dostajemy gotowe rozwiązanie. A to raczej nie uczy miłości do nauki i nie rozwija zdolności analitycznych. Natomiast cudownie utrwala brak cierpliwości i wykształca nawyk wybierania najłatwiejszej drogi do osiągnięcia celu. Najłatwiejszej nie znaczy najlepszej.

Kolejna sprawa to nawyk siedzącego trybu życia, jaki prowokuje nadużywanie korzystania z komputera, tabletu lub smartfona. Konsekwencje tego nawyku to temat na osobny tekst, poczynając od wzrostu ryzyka otyłości, a kończąc na rozluźnieniu bezpośrednich relacji z kolegami i bliskimi. A kiedy sprawy z ekranu zaczynają zastępować emocje krzesane w życiu rzeczywistym, robi się naprawdę niedobrze.

 

Dzieci w wieku szkolnym posługują się komputerem lub smartfonem biegle, czasem nawet sprawniej od swoich rodziców. Ważne, żeby opiekunowie na tym etapie mieli jednak pełną kontrolę nad tym jak długo i w jaki sposób dzieci spędzają czas przed ekranem. Warto też zwrócić uwagę, że o ile zawartość komputera i czas przy nim spędzony możemy w pełni kontrolować, o tyle jeśli dajemy dziecku smartfon, wówczas nie wiemy, jaki użytek zrobi z telefonu. Dlatego też lepiej, jeśli dziecko odpowiednio dorośnie do osobistego smartfona.

 

Jak wiemy z elementarza, małe dzieci potrafią się świetnie bawić samymi patykami. No i ekstra, jak są na placu zabaw albo na działce. Nikogo nie namawiam jednak do całkowitego izolowania maluchów od osiągnięć współczesnej techniki. Za to bardzo polecam dużo rozmów na ten temat z naszymi dziećmi, dzięki czemu damy im szansę, aby stały się mądrymi użytkownikami wszelkich dóbr technologicznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *