Podobno człowiek to jedyny ssak, którego młode sypiają w innym miejscu niż rodzice. Przynajmniej niektóre młode i przynajmniej niektórym rodzicom szczególnie na tym zależy. Zwłaszcza tym zapracowanym, którzy muszą się wyspać, żeby następnego dnia co najmniej przez osiem godzin poświęcać się życiu zawodowemu.Na potrzeby takiego zapracowanego społeczeństwa powstały nawet różne szkoły usypiania dzieci, a bezproblemowe zapadanie w sen malców we własnych łóżeczkach postrzegane jest jako miara sukcesu. Fakt jest taki, że dzieci uwielbiają spać z rodzicami. Pościel pachnąca mamą i tatą, dotyk i możliwość przytulenia w każdym momencie, daje im ogromne poczucie bezpieczeństwa, zaspokaja potrzebę bliskości i sprawia, że maluchy (te zupełnie maleńkie i te nieco starsze) bardzo szybko zasypiają.
No dobrze, a co z dorosłymi? Bo takie dziecko w łóżku to nie tylko urocza przytulanka – ono się często wierci, międli naszą dłoń, zdarza mu się kopnąć albo wcisnąć łokieć w żebro boleśnie, albo przyłożyć nam podczas snu w twarz celnie i zadziwiająco mocno jak na tak małą piąstkę. A jednak takie wspólne spanie ma również zalety dla rodzica.
Po pierwsze może on mieć stałą kontrolę nad bezpieczeństwem dziecka, bez konieczności ciągłego wstawania do jego łóżeczka. Niektóre maluchy śpią tak niespokojnie, że trzeba do nich wstawać nawet kilka razy w ciągu jednej nocy. A tak – wystarczy tylko odwrócić się do takiego malca, wziąć za łapkę, przytulić lub szepnąć coś ciepłego – na większość dzieci działa to niezwykle kojąco i dzięki temu szybciej padają w objęcia Morfeusza.
Co-sleeping (termin specjalnie stworzony na określenie wspólnego spania z dzieckiem) ma szczególne zalety szczególnie dla matek karmiących. Kobieta może wtedy dać dziecku jeść na leżąco, bez całkowitego wybudzania siebie i malca. Korzyść jest wtedy obustronna, bo zarówno mama, jak i dziecko są bardziej wyspane. O ile można w ogóle mówić o wyspaniu się w kontekście matki karmiącej, ale to już inna bajka…
Dyskusja na temat korzyści płynących ze spędzania przez dzieci nocy w łóżku z rodzicami toczy się od dawna i w zależności od obowiązujących trendów wychowawczych, szala przechyla się to na jedną, to na drugą stronę. Sprawa zadaje się jednak być na tyle osobista, że na wybór nie powinny tu wpływać osoby trzecie, tylko sami rodzice. Bo oprócz komfortu dzieci, ważna jest również ich wygoda i samopoczucie.
Kilka lat temu miała miejsce społeczna kampania na temat zagrożeń płynących ze spania z dzieckiem. Mrożące krew w żyłach spoty na temat groźby przygniecenia malucha podczas spania w jednym łóżku z rodzicami, podważały jakiekolwiek korzyści płynące z co-sleepingu. Przerażająca kampania (ze zdjęciami, na których dziecko leżało obok różnych niebezpiecznych przedmiotów typu siekiera) skończyła się, zaś nieszczęśliwe wypadki zdarzają się na tyle rzadko, że trudno, aby stanowiły argument w całej dyskusji.
Poważnym argumentem jest natomiast bezsprzeczny fakt, że wpuszczenie dziecka do łóżka rodziców całkowicie zmienia charakter przestrzeni, która z bardzo osobistego miejsca osób dorosłych, staje się terenem wspólnym dla wszystkich. Naturalnie wpływa to więc na intymną sferę życia rodziców.
Bywa, że partner ze względu na wygodę przenosi się ze spaniem do innego pomieszczenia, zaś jego miejsce zajmuje dziecko. Dobrze jest więc mieć świadomość, że sprawy mogą przybrać właśnie taki obrót, zastanowić się, czy relacja między partnerami nie ucierpi, wyważyć korzyści i wady płynące z co-sleepingu i decyzję o spaniu z dzieckiem podjąć wspólnie.
Pamiętajmy też, że jeżeli któryś z rodziców ma słabszy sen, może się budzić po każdym piśnięciu małego człowieczka i z wypoczynku nici. Na ogół dotyczy to jednego z rodziców. Kto zgadnie którego najczęściej?