Ktoś kiedyś powiedział, że aby porządnie wypocząć, trzeba wyjechać bez rodziny. To znaczy bez małych dzieci. „Jak to?!”- już słyszę te oburzone głosy i zapewnienia, że skądże znowu, przecież taki wspólny wyjazd zbliża, można robić razem tyle wspaniałych rzeczy, wreszcie jest czas na wychowywanie przez zabawę, długie spacery i ważne rozmowy podczas rzeczonych, naprawdę nie ma niczego wspanialszego. Hmmm….. Przypomina mi się pamiętny rozdział z „Wakacji Mikołajka” pod tytułem „Plaża jest fajna”. Kto zna, ten wie, o czym piszę, a ten, kto nie wie, niech koniecznie przeczyta. W największym skrócie chodzi w nim o to, że wypoczynek dzieci rzadko kiedy jest równoznaczny z wypoczynkiem ich opiekunów. Niestety.
Dbając o bezpieczeństwo i dobrą zabawę naszych najmilszych, najczęściej nie ma już czasu na to, aby z danego wyjazdu wyciągnąć jak najwięcej dla siebie. Czemu tak jest? Otóż weźmy na przykład samą podróż. Każdy wyjazd z małym dzieckiem, lub z dziećmi – zarówno ten za granicę, jak i w nasze rodzime strony, wiąże się z ekwilibrystyką logistyczno-organizacyjną tak wielką, że wsiadając w końcu do samochodu/pociągu/samolotu padamy ledwo żywi i spoceni na fotel, wydobywając z głębi swojego jestestwa głębokie „Uff…”. Ale to, moi mili, wszak dopiero początek…Sama podróż przecież obfituje w różne niespodziewane, nie zawsze miłe zdarzenia i naszpikowana jest, niczym pole minowe, rozmaitymi stresującymi sytuacjami. Rozpisywać się na ich temat nie będę. Sugestie, co zrobić, żeby sama podróż była choć trochę mniej straszna, znalazły się w jednym z wcześniejszych tekstów.
No dobrze. Dotarliśmy, jesteśmy, wakacje zainaugurowane. I… zaczynamy bardziej niż kiedykolwiek pilnować naszych pociech. Bo podczas urlopu, w obcym miejscu, z dala od domu, wskazana jest wzmożona czujność rodziców, jeśli chodzi o pilnowanie dzieci. Szczególnie tych młodszych. Podczas spaceru na nadmorskim deptaku, w miasteczku turystycznym, albo na plaży lub w lesie nie spuszczajmy lepiej z dziecka wzroku.Maluchy są tak ruchliwe, że wystarczy chwila nieuwagi, aby je stracić z oczu. Dobrym sposobem jest założenie maluchowi na rączkę opaski identyfikacyjnej z imieniem, nazwiskiem, numerem kontaktowym do opiekunów i adresem wakacyjnego lokum. Starsze dzieci mogą nauczyć się na pamięć numeru telefonu do rodzica, trzy-czterolatki są na ogół już w stanie zapamiętać swoje imię i nazwisko, oraz adres.
Wśród pułapek, czyhających na rodziny spędzające razem wakacje, należy również wymienić rozliczne punkty sprzedające fast-foody i słodycze. Wakacyjne przechadzki w kurortach turystycznych to istne tory przeszkód, podczas których dzieci domagają się gofrów, lodów, hot-dogów, frytek lub/i hamburgerów, zaś rodzice podejmują (na ogół z góry skazaną na porażkę) walkę o zachowanie umiaru.
Sprawa ma drugie dno, gdyż nieszczęsny rodzic dobrze wie, a jeśli nie wie, to szybko się przekonuje, że po gofrach dzieci nie pogrążają się w spokojnej kontemplacji własnego szczęścia, ale na skutek dużej dawki cukru, dostają „małpiego rozumu” i jeszcze trudniej jest nad nimi zapanować. Większość rodziców przechodzi to codziennie. O ile rzecz jasna nie wybrali wakacji pod namiotem w leśnej głuszy, z dala od zgubnych pokus, co rzecz jasna obok niewątpliwych zalet, ma też wiele wad (niestrzeżone zbiorniki wodne, zastępy gryząco- szczypiących gości w namiocie, a zwłaszcza poza nim, brak dostępu do ciepłej wody, mina w postaci gotowania na butli gazowej, itd., itp., więc słodko też nie jest).
„Czyli co” – spyta ktoś- „czyli, żeby w ogóle nie wyjeżdżać z tymi dziećmi?” Oczywiście, że wyjeżdżać, ale spróbować wygospodarować również czas na to, aby zorganizować sobie chociaż krótki samodzielny wyjazd, albo taki tylko z osobami dorosłymi. Spojrzymy dzięki temu z nowej perspektywy na nasze życie i bardziej docenimy to, co mamy na co dzień. Do dzieci wróci zaś odprężony i uśmiechnięty rodzic.
Natomiast wybierając się na urlop z maluchami, spróbujmy go wcześniej odmitologizować i nastawić się na to, że będzie to ich czas, taki wyjątkowy, który mogą spędzić z zabieganymi na co dzień rodzicami. Postarajmy się go wykorzystać dla nich jak najlepiej, pamiętając, że jeszcze tylko kilka – kilkanaście lat nasze dzieci będą chciały z nami jeździć na wakacje.